
Komunikaty
Vagit Alekperow, prezes Łukoilu, przekonywał wczoraj polskiego premiera do planów swojej firmy zakupu Rafinerii Gdańskiej. Na rynku coraz częściej mówi się, że ostatecznie kupi ją PKN Orlen tworząc w ten sposób krajowy koncern paliwowy.
Formalnie decyzja nie należy do premiera - wystarczy, że podjąłby ją minister skarbu. Ze względu na znaczenie transakcji i kontrowersje, jakie jej towarzyszą, Wiesław Kaczmarek postanowił poczekać na opinię premiera.
Po rozmowach z premierem i ministrem skarbu prezes Vagit Alekperow powiedział "Rz", że przedstawił premierowi swoją firmę, plany, jakie ma ona wobec Rafinerii Gdańskiej.
- Mam nadzieję, że moje dzisiejsze spotkanie i dokumenty pozwolą osobom, do których należy decydujący głos, podjąć obiektywną decyzję - powiedział. - Mamy nadzieję na sukces.
Wczoraj wieczorem m.in. o przetargu na gdańską spółkę rozmawiał Wiesław Kaczmarek z Leszkiem Millerem. Żadnej decyzji w tej sprawie jednak nie ogłoszono. I nie wiadomo, kiedy zostanie podjęta, choć spekulacje co do rozstrzygnięcia przetargu trwają od miesiąca, od kiedy to Nafta Polska przekazała ministrowi skarbu swoją pozytywną opinię na temat sprzedaży gdańskiej spółki konsorcjum Rotch Energy i Łukoilu.
Ofertę popiera też minister skarbu. Inną opinię ma szef PKN Orlen, który chce połączenia obu rafinerii i utworzenia jednego krajowego koncernu paliwowego. A.łA
Prywatyzacja Kto zostanie inwestorem w gdańskiej spółce
Rafineria czeka na decyzję
AGNIESZKA ŁAKOMA
Od miesiąca trwają spekulacje co do wyników przetargu na akcje Rafinerii Gdańskiej. Od kilku dni coraz częściej pojawia się wiadomość o zielonym świetle dla PKN Orlen. Wczorajsze spotkania jego konkurenta, prezesa Łukoilu, z polskim premierem i ministrem skarbu nie przesądziły sprawy.
Prezes Łukoilu Vagit Alekperow po rozmowie z Leszkiem Millerem powiedział, że nadal nie zna decyzji w sprawie prywatyzacji Rafinerii Gdańskiej. Liczy jednak, że będzie ona "obiektywna", a cała transakcja "zakończy się sukcesem" dla jego firmy i Rotch Energy, z którym tworzy konsorcjum.
Obecny, trwający od ponad półtora roku, przetarg jest już drugą próbą sprzedaży akcji gdańskiej firmy. Pierwszy zakończył się w 1998 r. fiaskiem, a wybrany wówczas do wyłącznych negocjacji inwestor zaproponował za jej akcje 70 mln dolarów. Minister skarbu Wiesław Kaczmarek przyznaje, że obecna oferta jest "kilkakrotnie lepsza" i "w pełni satysfakcjonująca".
Potrzebny inwestor z kapitałem
Od rozstrzygnięcia przetargu będzie zależeć nie tylko przyszłość samej rafinerii, ale i kształt polskiego rynku paliwowego.
- Tutaj ściera się za dużo różnych interesów, niekoniecznie zbieżnych, choć wydawałoby się, że reprezentują je ludzie tej samej opcji - mówi jeden z analityków.
Z jednej strony o transakcji z Rotch i Łukoilem pozytywnie wypowiadają się minister skarbu i prezes Nafty Polskiej, prowadzącej prywatyzację. Z drugiej strony - przeciwny rosyjskiemu inwestorowi jest prezes PKN Orlen Zbigniew Wróbel. Także wczoraj PKN Orlen przypomniał o swoich planach względem Rafinerii Gdańskiej. Wydał oświadczenie, w którym pisze, że "połączenie Orlenu i RG daje szansę na stworzenie silnego narodowego koncernu, kluczowej firmy w regionie Europy Środkowej i Wschodniej. Dopiero taki podmiot mógłby być partnerem do ewentualnej współpracy ze stroną rosyjską".
W płockiej spółce wyliczono, że "alians dałby możliwości realizacji efektów synergii pomiędzy dwoma krajowymi rafineriami na poziomie ponad 300 mln USD", chociaż w poprzednich szacunkach podawano kwotę ponad 100 mln USD.
Najważniejszy w całym przetargu jest oczywiście interes samej rafinerii, która powinna mieć zagwarantowany przyszły rozwój. Na to potrzeba pieniędzy, a kredyty ich nie zapewnią, bo spółka i tak już jest zadłużona. Źródłem pieniędzy dla gdańskiej firmy mogłaby być giełda, ale wejście na nią nie jest możliwe wcześniej niż pod koniec przyszłego roku. W tej sytuacji jedyne wyjście to inwestor.
- Rafineria potrzebuje kapitału, by realizować program inwestycyjny, gwarantujący rozwój - mówi prezes Rafinerii Gdańskiej Paweł Olechnowicz. - Na inwestycje związane bezpośrednio z rynkiem, w tym zwiększenie sieci stacji, potrzeba ok. 200-300 mln dolarów, drugie tyle - na inwestycje związane z technologią.
Finał przetargu da odpowiedź na pytanie, jaki ten inwestor będzie: czy może to być zagraniczna firma powiązana z dużym rosyjskim producentem ropy czy może polski Orlen.
Inny wariant
Fiasko obecnego przetargu będzie oznaczać najprawdopodobniej radykalną zmianę podejścia rządu do działania rynku paliwowego. Dotychczas funkcjonuje model dwóch - teoretycznie konkurencyjnych - ośrodków produkcyjno-handlowych: jednego z siedzibą w Płocku (ok. 60 proc. produkcji paliw), a drugiego w Gdańsku (ok. 20 proc.). Zdaniem prezesa gdańskiej spółki, nadal powinna istnieć konkurencja między dwoma polskimi firmami paliwowymi.
Już tydzień temu wiceminister skarbu Ireneusz Sitarski powiedział, że został przygotowany nowy program restrukturyzacji i prywatyzacji sektora naftowego, który jest elastyczny, dopuszcza różne warianty, w tym również istnienie jednego centrum produkcji i dystrybucji paliw w Polsce. Jeżeli program zostanie zaakceptowany przez rząd, a konsorcjum nie wygra przetargu, najbardziej prawdopodobne wydaje się połączenie spółek gdańskiej i płockiej. Nie wiadomo tylko, w jaki sposób miałoby do tego dojść. Jeżeli skarb państwa będzie chciał tak jak dotychczas zarobić na prywatyzacji rafinerii, to PKN Orlen będzie musiał po prostu zapłacić za akcje. Powinien też zobowiązać się do pewnych inwestycji.
Z nieoficjalnych informacji wynika, że w nowym programie rządowym przewidziano dla PKN Orlen rolę firmy wiodącej w regionie, która może doprowadzić do konsolidacji przedsiębiorstw paliwowych Europy Środkowej. Alians Orlenu m.in. z austriackim OMV i węgierskim MOL popierał i poprzedni, i obecny zarząd Orlenu. Formalnie nie zakończono jeszcze przetargu na 17,8-proc. pakiet akcji płockiej spółki, zapoczątkowanego rok temu przez ówczesną minister skarbu Aldonę Kamelę-Sowińską. Przetargowi towarzyszyła właśnie idea konsolidacji firm środkowoeuropejskich. O tym, czy będzie kontynuowany, dowiemy się po rozstrzygnięciu prywatyzacji Rafinerii Gdańskiej.
Konsolidację popiera nie tylko zarząd Orlenu, lecz także jeden z głównych akcjonariuszy - Jan Kulczyk; Kulczyk Holding i firmy z nim związane na ostatnim WZA Orlenu dysponowały ponad 10 proc. akcji.
Czy Jukos zastąpi Łukoil
Nie wiadomo, czy w przypadku przegrania przetargu o gdańską spółkę rosyjski Łukoil całkowicie straci zainteresowanie polskim rynkiem paliwowym.
- Nie rozpatrywaliśmy żadnych projektów związanych z zakupem PKN Orlen, nie robiliśmy żadnych wyliczeń - mówił wczoraj prezes Alekperow. - Skupiliśmy się na projekcie związanym z Rafinerią Gdańską.
Analitycy oceniają, że zamiast największej naftowej firmy rosyjskiej - Łukoilu, w Polsce może pojawić się Jukos - koncern naftowy numer dwa w Rosji. Jukos ściśle współpracuje już z węgierskim koncernem MOL i nie jest wykluczone, że zainteresuje się akcjami Orlenu. -
Vagit Alekperow
Szejk - tak mówią o nim najbliżsi współpracownicy. Majątek prezesa Łukoilu jest szacowany na 1,3 mld dolarów. Tyle jest warte 10 proc. akcji Łukoilu, które posiada 52-letni Alekperow. Drogę do kariery i niebotycznej fortuny zaczynał przy naftowej pompie - "kiwajce". W 1974 roku skończył azerbejdżański Instytut Nafty i Gazu z tytułem inżyniera technologa. Dziennikarki "Rzeczpospolitej", które robiły z nim wywiad w Moskwie, relacjonowały, że mówi łatwym do przetłumaczenia językiem i nie korzysta z żargonu, którym chętnie posługują się ludzie z branży naftowej.
Alekperow, który jest z pochodzenia Azerem, w poprzednim systemie długo tułał się po różnych radzieckich zjednoczeniach naftowych, zanim powołano go na dyrektora Zjednoczenia Kogałymnieftiegaz. To był jednak dopiero początek drogi na szczyty. W 1990 roku został wiceministrem przemysłu naftowego i gazowego ZSRR, a już w końcu następnego roku mianowano go szefem koncernu Łukoil, naftowego odpowiednika Gazpromu. Później koncern sprywatyzowano i przekształcono w spółkę akcyjną, ale Alekperow pozostał na czele firmy, która posiada największe udokumentowane złoża ropy na świecie.
Prezes nie stroni od prasy, chętnie udziela wywiadów. Do niedawna, za pośrednictwem firmy Łukoil-Gwarant, był mniejszościowym udziałowcem należącej do Borysa Bieriezowskiego stacji telewizyjnej TV-6. Jednak na życzenie Kremla doprowadził do jej likwidacji. Analitycy podkreślają, że Łukoilowi bardzo zależy na inwestycji w Rafinerii Gdańskiej. To byłaby najdalej wysunięta na zachód rafineria rosyjskiego giganta, w kraju, który zapewne niedługo znajdzie się w Unii Europejskiej. M.M.