
Komunikaty
Dariusz Malinowski 25-09-2002
Dwie największe polskie rafinerie w unowocześnienie produkcji zainwestowały już kilka miliardów dolarów. Muszą wydać kolejne setki milionów: na stacje benzynowe i rozwinięcie chemicznej części swojej produkcji.
W 1989 roku to były w dużej części przestarzałe zakłady. Jakość produktów polskich rafinerii była niska, a produkcja nie trzymała "cywilizowanych" norm zanieczyszczenia środowiska. Wkrótce jednak to się zmieniło.
Bez ołowiu
Najważniejszą sprawą było wyeliminowanie z paliw ołowiu. Ze względu na jego toksyczność już w latach 80. w USA i Europie Zachodniej podjęto na szeroką skalę próby wyeliminowania z paliw czteroetylku ołowiu. Obawiano się wprawdzie, że samochody napędzane paliwem nie zawierającym tego związku (kluczowego dla spalania) będą mieć znacznie gorsze osiągi, a palić więcej, ale obawy te okazały się płonne. Okazało się, że ołów można "podmienić", co pozwoliło na znaczne zwiększenie czystości spalin. Szacuje się, że zachodnie rafinerie w ciągu 15 lat na wyeliminowanie ołowiu przeznaczyły astronomiczną kwotę nawet 300 mld dolarów.
Ogromne kwoty musiały więc przeznaczyć na unowocześnienie produkcji także polskie rafinerie. Tym bardziej że wymogi czystości spalin zaostrzyła Unia Europejska. Niespełnienie norm dotyczących czteroetylku ołowiu, a później zawartości siarki w paliwie, mogłoby spowodować wiele problemów - ot, choćby zakaz wjazdu do UE samochodów napędzanych benzyną z polskich rafinerii.
Pierwsza całkowicie wyeliminowała ołów Rafineria Gdańska. Jeszcze w 1997 roku w litrze gdańskiej benzyny było 0,072 grama ołowiu. Pięć lat później - w pierwszym kwartale 2000 roku - już tylko 0,0005 grama. Wkrótce to samo uczyniła płocka petrochemia. Ogółem dwaj najwięksi polscy producenci paliw przeznaczyli na unowocześnienie produkcji i pozbycie się ołowiu ponad 2 mld zł.
Kolejnym problemem była siarka. Unijne dyrektywy narzuciły zmniejszanie jej zawartości w olejach napędowych. W 1999 roku kosztem kilkudziesięciu milionów dolarów w nadmorskim zakładzie otwarto tzw. kompleks hydrokrakingu. Dzięki niemu w produkowanych w Gdańsku olejach zawartość siarki spadła niemal do zera.
Jakość paliw poprawiła się także w PKN Orlen. W 2001 roku spółka produkowała wyłącznie benzyny i oleje napędowe spełniające unijne normy zawartości siarki. Normy te będą obowiązywały do końca 2005 roku. Potem zostaną zaostrzone, ale i do tego przygotowują się już obie polskie rafinerie.
Zakłady inwestowały także w zwiększenie zdolności produkcyjnych. Dzięki otwartej w tym roku nowej instalacji do produkcji paliw, zdolność przerobu ropy wzrosła w PKN Orlen do około 18 mln ton rocznie. Płocki zakład jest więc największą rafinerią w naszym regionie Europy.
Jednocześnie zwiększył się w Orlenie stopień wykorzystania instalacji. W 2001 roku, mimo mniejszego przerobu ropy, zwiększyła się produkcja paliw, w tym tzw. produktów białych (benzyn najlepszej jakości), a więc tych, na których zakład najwięcej zarabia.
Wydatki na stacji
Unowocześnienie produkcji PKN to nie wszystko. Orlen już przeznaczył miliony złotych na budowę nowych stacji benzynowych, a jeszcze więcej wydatków go czeka. Do 2005 r. spółka chce wydać prawie 2,5 mld zł na rozwój sieci stacji. Według zarządu powinno to zapewnić firmie 40-proc. udział w rynku sprzedaży detalicznej paliw.
PKN zdecydował, że nie będzie już sprzedawał paliw pod szyldem CPN. Koncern ma 1346 własnych stacji, kolejne 632 działają w sieci patronackiej Petrochemii Płock. Nic więc dziwnego, że spółka zamierza ujednolicić wygląd wszystkich placówek i nadać im ten sam standard.
Z badań koncernu wynika, że tylko zmiana szyldu stacji z CPN na Orlen przynosi zwiększenie sprzedaży paliwa o blisko 20 proc.
Wciąż jednak stacje Orlenu sprzedają dwa razy mniej paliw niż stacje zachodnich firm. A to oznacza dwukrotnie większe wydatki na sprzedaż w przeliczeniu na litr paliwa. Orlen będzie inwestował w nowe placówki, a pozbywał się tych, które nie spełniają oczekiwań. W planach jest również stworzenie franchisingowej sieci stacji, która uzupełniłaby sieć własną Orlenu.
Spółka chce mieć docelowo co najmniej jedną stację benzynową w każdej miejscowości liczącej minimum 10 tys. mieszkańców. By móc skutecznie konkurować z zachodnimi sieciami, firma będzie też rozwijała programy lojalnościowe. Do znanego już programu VITAY firma będzie również oferowała tzw. karty przedpłacone (mają w pamięci zapisany limit paliwa, które można kupić).
Gorzej wygląda sytuacja stacji benzynowych Rafinerii Gdańskiej. 300 to zbyt mało, by myśleć o sprzedaży całego produkowanego nad morzem paliwa. Potrzebna będzie rozbudowa sieci. Czy do tego dojdzie? Nie wiadomo. A wszystko z powodu możliwego połączenia rafinerii z PKN Orlen. Jeżeli do fuzji dojdzie, weryfikować trzeba będzie wszystkie plany inwestycyjne - także Orlenu.
A co z chemią?
Płocka firma to kolos, ale - jak mówią złośliwi - bez jednej nogi. Produkcja paliw to bowiem tylko połowa nowoczesnej petrochemii. Drugą, nie mniej ważną, jest produkcja komponentów i półproduktów do wyrobu tworzyw sztucznych.
W opracowaniu analityków CAIB dotyczącym przemysłu petrochemicznego w naszej części Europy wśród minusów PKN wymienia się na pierwszym miejscu właśnie brak rozwiniętej części chemicznej (taki sam problem ma zresztą Rafineria Gdańska). Planowane jest powołanie joint venture ze szwajcarskim koncernem Basell. Podpisanie wartej 500 mln dolarów umowy się odwlekało, ale właśnie poinformowano, że nastąpi to w poniedziałek. Obie firmy będą wspólnie produkować w Płocku półprodukty do wyrobu tworzyw sztucznych.